środa, 30 stycznia 2008

Poranek na osiedlu

Od Kraków


Od Kraków


Od Kraków


Od Kraków


Od Kraków


Od Kraków


Od Kraków


Od Kraków


Od Kraków


Od Kraków


Od Kraków


Od Kraków


Od Kraków


Od Kraków


Od Kraków


Od Kraków

piątek, 25 stycznia 2008

Wszyscy jesteśmy fotografami

Dziś czasy są takie, że trudno przejść ulicą i nie minąć kogoś z cyfrówką. Na zdjęciach z wypraw czy audiencji papieża podczas jego przejazdów widzi się jego postać a w tle dziesiątki czy nawet setki aparatów cyfrowych. Na konferencjach po jednej stronie stołu widać ważne osobistości czy polityków, a po drugiej dziesiątki wycelowanych w nich obiektywów aparatów, które są tak gęsto, że nierzadko nie widać spoza nich twarzy osób fotografujących. Na ślubach, weselach, chrzcinach, komuniach czy podczas zwykłych urodzin czy imienin, przynajmniej kilka osób robi zdjęcia. Mówiąc krótko, ludzie z aparatami są elementem każdej imprezy. Nikogo już nie dziwi ten widok. Zaczynamy się przyzwyczajać do tego, że w każdej chwili ktoś może nam zrobić zdjęcie. Nie musimy już obawiać się, że czegoś nie zobaczymy, bo jak nie na żywo to w postaci odbitek czy na ekranie komputera. Aparaty cyfrowe i możliwość robienia zdjęć za nieduże pieniądze zmienia nasz krajobraz.

Ciekawego spostrzeżenia dokonał Christopher Morris, jeden z fotografów agencji VII. Opisała je na swoim blogu fotoedytorka Gazety Wyborczej, Kinga Kenig, która wraz z tym fotografem brała udział w obradach jury Chech Press Photo – To niesamowite jak aparaty cyfrowe zmieniają język ciała – powiedział gdy szliśmy mostem Karola oblężonym przez turystów. Te wysunięte ramiona są zwykłą czynnością, tak jak dłoń przy uchu podczas rozmowy telefonicznej, czy pochylona głowa podczas pisania smsów. Są one jednak całkiem nowym elementem naszych miejskich i przepełnionych turystami krajobrazów.

Aparaty cyfrowe nie kosztują dużo. Większość z nich daje na tyle duże możliwości, by wykonać w pełni profesjonalne zdjęcia. To nie są już te „głupie jaśki”, które za pomocą światłomierza mierzyły same światło, dobierały czas i przysłonę i robiły wykadrowane przez fotografa zdjęcie. Dziś większość aparatów, nawet za rozsądną dla większości cenę, pozwala nam na dobieranie stopnia otwarcia przysłony czy czasu migawki pozwalając nam na wykonanie zamierzonego wcześniej efektu. Choć w większości te możliwości przez fotografujących nie są wykorzystywane, nie ma to jednak znaczenia. Przecież najsłynniejsi fotografowie np.Henri Cartier-Bresson, uznawany za ojca fotoreportażu, nie używał wyrafinowanych technik fotograficznych, nie kadrował zdjęć po ich zrobieniu, nie używał nawet flesza, a jego prace pojawiały się w najbardziej znanych czasopismach trzech dekad oraz były wieszane we wszystkich największych galeriach w USA i Europie. Cartier-Bresson stworzył koncepcję tzw. decydującego momentu (decisive moment), która bardzo wpłynęła na rozwój nowoczesnego reportażu – „Kiedy fotografuje to otwartym okiem patrzę na świat a zamkniętym spoglądam głęboko w siebie” –mówił. Wyczucie decydującego momentu w fotografii jest niezmiernie ważne, niektórzy się z tym rodzą, inni je wypracowują, a jeszcze inni teoretycznie mogą się tego nauczyć. Wyczucie tego decydującego momentu ma niebagatelne znaczenie w rozróżnieniu zawodowca od amatora.

Przed 1989r. w Polsce nie było większych problemów z rozróżnieniem zawodowca od amatora. Przed tym rokiem, aby wykonywać zawód fotografa czy fotoreportera jak i wiele innych, trzeba było mieć uprawnienia zawodowe, tak jak do tej pory jest w krajach cywilizowanych. Jak więc dziś odróżnić zawodowca od amatora? Większość pytanych o to osób odpowiada, bez namysłu, że jeśli większość zarobków pochodzi z fotografowania to oznacza, że jest się profesjonalistą, a w przeciwnym wypadku amatorem.

Podobnie uważa Mike Johnston, który w latach 1994-2000 był redaktorem naczelnym magazynu PHOTO Techniques. Od 1988 do 1994 roku był redaktorem bardzo cenionego periodyku Camera & Darkroom. Choćby z tego powodu stał się jednym z najbardziej wpływowych dziennikarzy amerykańskiego rynku fotograficznego ostatniej dekady. Co miesiąc na swoim blogu „theonlinephotographer.blogspot.com” Mike pisze swój felieton zatytułowany "Fotograf niedzielny", w którym daje wyraz swoim kontrowersyjnym poglądom na temat przeróżnych zjawisk, jakie mają miejsce w świecie fotografii.W jednym ze wpisów napisał: Nam amatorom, którzy fotografują tylko dla siebie jest łatwo. Jeśli tylko zechcemy, możemy zrobić "zawodowe" zdjęcia. Tak naprawdę to 75% fotografów, którzy uważają się za "zawodowców" nimi nie jest - po prostu co jakiś czas ktoś im płaci za zdjęcia. Nie znaczy to, że są zawodowcami. Dla mnie jest nim ktoś, dla kogo to praca "na pełny etat" i którego 80% dochodów pochodzi ze sprzedaży zdjęć. My amatorzy możemy fotografować tylko dla siebie i szukać tematów, które nas interesują. Poza tym oczywiście możemy robić zdjęcia, jakie tylko zechcemy: portrety, fotki pamiątkowe, architekturę, martwą naturę, krajobrazy. Na co nam przyjdzie ochota.

Na szczęście dla większości fotografujących oznacza to, że mogą stać się profesjonalistami, wtedy tylko gdy chcą, no i oczywiście gdy będą dysponować odpowiednimi umiejętnościami. Wielu bowiem amatorów robi wspaniałe zdjęcia, zapewne mogliby uzyskać dochód z części swoich prac, ale oni nie są tym zainteresowani, robią to dla pasji, bo amator oznacza właśnie pasjonat. Ale zapewne wielu z nich chciałoby przejść na zawodowstwo, ale większość nie wie w jaki sposób. Kiedyś spotkałem się ze stwierdzeniem, że profesjonalista różni się od amatora dojściami zawodowymi. Rodzi się więc pytanie „jak zostać zawodowcem”? Takie pytanie zadał Janusz Dymidziuk fotoreporterowi Gazety Wyborczej, Jerzemu Gumowskiemu, który odpowiedział: - Dziś bycie fotoreporterem wymaga olbrzymiej pasji i zaangażowania. Ja zresztą twierdzę, że to nie jest zawód tylko sposób na życie. W świecie cyfrowym przebicie się z własną fotografią, to niezwykle trudna sprawa. W Sejmie, czy Kancelarii Premiera, na co dzień pracuje kilkudziesięciu fotografów. Na konferencjach i wydarzeniach politycznych powstaje kilkadziesiąt tysięcy zdjęć. Każdy fotografujący zapełnia dwu lub czterogigowe karty pamięci. Każda z takich kart rejestruje w rozszerzeniu jpg kilkaset zdjęć. A ile z tych zdjęć idzie do druku? W mojej gazecie z wydarzeń wokół powstania rządu opublikowano ok. siedmiu fotografii z całego dnia. W innych - po dwie, trzy. A są takie gazety, gdzie po jednej fotografii. Bardzo ciężko jest się przebić i jak mawia jedyny polski laureat nagrody Pulitzera, fotoreporter Czarek Sokołowski, "to jest zawód dla twardzieli".

Ale zaraz, nie każdy fotograf jest od razu fotoreporterem. Wróćmy, więc chwilę do definicji i ustalmy, czym różni się fotograf od fotoreportera. Może nie fotograf a fotografik (taką definicję podaje wikipedia) - zajmuje się fotografią artystyczną. Termin artysta fotograf został wprowadzony przez Jana Bułhaka, którego zamiarem było odróżnienie artystów od rzemieślników. Pod koniec XX wieku różnica ta zaczęła się zacierać, gdyż uznano pracę niektórych fotoreporterów i fotografów reklamowych jako pracę artystyczną. Obecnie termin ten funkcjonuje tylko w Polsce. Tak więc wiemy już, że fotoreporter nie jest artystą, choć to zdanie dla wielu z nich jest bardzo krzywdzące, jednak w samej swej naturze fotografia reporterska ma zupełnie inne zadanie od artystycznej. Owszem jej walory estetyczne są również ważne, jednak na pierwszym miejscu jest przesłanie jakie niesie w sobie zdjęcie. Dobre zdjęcie reporterskie staje się prawie zawsze ikoną, jakiegoś ważnego wydarzenia, które to zdjęcie zawsze będzie przywoływać z naszej pamięci. Ale jeśli nasze zdjęcie nie jest tak dobre, aby przemawiało samo za siebie, potrzebny mu jest mały zgrabny niedługi podpis pod nim opisujący wydarzenia które się na owym zdjęciu znalazły.

I tu dochodzimy do bolączki większości fotografów – nie mylić z prawdziwymi fotoreporterami. Owi fotografowie często nie do końca wiedzą jakie wydarzenia fotografują, jakie jest ich tło, kto w nich uczestniczy. Za przykład posłużą mi duża ilość galerii zdjęć publikowanych w Internecie, a błędnie nazywanych fotoreportażami. Niestety z przykrością należy stwierdzić, że nawet profesjonalni fotografowie na swoich internetowych portfolio nie umieszczają nawet małego podpisu pod zdjęciem, które wyjaśniałoby kontekst wydarzeń zarejestrowanych aparatem, a jeszcze gorzej, że umieszczają tylko jedno zdjecie. Prawdziwy fotoreporter nigdy by o tym nie zapomniał. Fotoreporter przez duże „F” wie, że fotoreportaż jest informacją nie tylko wizualną czy obrazową. Fotoreportaż stanowi zestaw min. 3 fotografii, ukazujących czas, miejsce, niewyreżyserowane zdarzenia i bohaterów w ich naturalnym środowisku. Za pierwszy fotoreportaż uznaje się cykl zdjęć z wojny krymskiej angielskiego prawnika Rogera Fentona, który opublikował je w Illustrated London News. Jednak według Historii Fotografii Światowej Noemi Rosenblum początkiem reportażu są fotografie z procesu zabójców Lincolna, wykonane przez Alexandra Gardnera, który (w przeciwieństwie do Fentona) żadnego ze zdjęć nie aranżował.

W fotoreportażu niczego nie można aranżować, ponieważ wartość tego gatunku zależy od niepowtarzalnej rejestracji utrwalanych na taśmie fotograficznej czy medium cyfrowym momentów ulotnych, niepowtarzalnych. Dla podkreślenia artyzmu i dramatu prezentowanych sytuacji fotoreportaże publikowane są w czarno-białych ujęciach. Fotoreportaże czarno-białe syntetyzują rzeczywistość, natomiast kolor odciąga uwagę odbiorców od zasadniczego problemu, rozprasza ich, tworzy nastrój i tym samym zagłusza zawartą w obrazie informację.

Co musi fotoreporter by być fotoreporterem?

Powinien znać tło wydarzenia, nazwiska uczestników, przewidywać kierunek rozwoju akcji i ową nieoczekiwaną aktywność osób biorących udział w wydarzeniu, która dodaje zdjęciu atrakcyjności. – pisał Stanisław Zdanowicz w artykule opublikowanym w "Refleksie" w 1968 r., opierając się na monografii A. Rothsterna "Photojournalism".

Nierzadko udaje mi się widzieć fotoreportaże z których nic nie potrafiłem się dowiedzieć. Autor fotoreportażu owszem rejestrował rzeczywiste obrazy, ale później nie umiał ich opisać. Takie osoby możemy nazwać ślepymi fotoreporterami bądź tylko fotografami. Widzi wydarzenia i rejestruje je, ale nie rozumie ich kontekstu, nie umie odpowiedzieć sobie na pytania co?, kto? kiedy? dlaczego?, bądź nie chce odpowiedzieć na te pytania i dlatego jest fotografem a nie fotoreporterem. Nieanonimowy autor anonimowych wydarzeń.

Pracując dla Associated Press trzeba zgodzić się na pełną anonimowość, bo w agencji informacyjnej liczy się nie nazwisko, lecz sam news. Jednak, gdy zdjęcie podpisane skromnym AP; trafi na pierwsze strony gazet na całym świecie, nazwisko fotoreportera szybko się ujawni, a wtedy, kto wie, może i przejdzie do historii światowej fotografii prasowej – pisze Dominika Podczaska-Tchórzewska. Oglądając każdego dnia w gazetach zdjęcia Associated Press, podpisane jedynie skromnym AP, trzeba sobie zdawać sprawę, że jest to tylko pewna umowna anonimowość charakterystyczna dla światowych agencji informacyjnych. Za tymi zdjęciami kryją się przecież postacie, które mogą, nawet przypadkowo, przez jedno naciśnięcie migawki, stać się legendami fotografii prasowej. Tak było w przypadku 28 fotoreporterów AP, którzy otrzymali prestiżową nagrodę Pulitzera, począwszy od roku 1943. Ich zdjęcia to dokumentacja światowej historii; relacja zza obiektywu, która poprzez swoją wizualność i formę "tu i teraz"; wydaje się nie tyle ekspresyjna, co po prostu wiarygodna. Jedyny problem z wiarygodnością miał Joe Rosenthal i jego, uhonorowana w 1945 roku Pulitzerem, fotografia Old Glory Goes Up On Mt. Suribachi, Iwo Jima, 1945, przedstawiająca Marines wbijających amerykańską flagę na japońskiej wysepce - miejscu strategicznym w wojnie na Pacyfiku. Magazyn Life odmówił publikacji fotografii, gdyż, jak twierdzono, jej kompozycja wyglądała zbyt perfekcyjnie, podejrzewano nawet, że była zainscenizowana. Prawdą jest, że była to druga, a nie pierwsza flaga wzniesiona na Iwo Dzimie, na co wskazywać miało zdjęcie, a z czego długo jeszcze musiał tłumaczyć się Rosenthal. Nie przeszkadzało to jednak magazynowi Time, ani tysiącom innych gazet, szczególnie amerykańskim, dla których ta fotografia stała się ikoną II Wojny Światowej. Ze względu na ogromną symbolikę, jaką w tym zdjęciu odczytywało wówczas większość amerykańskiego społeczeństwa, również i Life w końcu (po trzech tygodniach) zdecydował się je opublikować. Fotografia trafiła na okładki wielu gazet, znalazła się zarówno na plakatach promujących wojenne pożyczki bankowe, jak i na znaczkach pocztowych. Również pomnik w Waszyngtonie upamiętniający bohaterstwo Marines został wykuty na wzór kompozycji fotografii Rosenthal'a.

Rosenthalowi się udało, wielu nie, a tobie? A czym dla ciebie jest fotografia? Według mnie robienie zdjęć czyli fotografia to wyzwanie. Aparat to klucz. Klucz do sławy, zawodu, pieniędzy, pasji, przyjemności, wspomnień. Może go mieć każdy, ale nie każdy wie do których drzwi go użyć. Wyzwanie to polega na tym aby nie poprzestawać w próbach. Co z tego, że trudno przejść przez ulicę i nie minąć kogoś z tym kluczem. Co z tego, że konkurentów są tysiące, a może nawet miliony. Szanse dostaną ci, którzy pragną i widzą tak jak Cartier-Bresson, który fotografując otwartym okiem patrzył na świat, a zamkniętym spoglądał głęboko w siebie.

piątek, 11 stycznia 2008

Blokowisko

Obserwatorzy